W weekendowym wydaniu GW sporo miejsca poświęcono problemowi walki z narkotykami. Jest tam m.in. interesujący wywiad z Danielem Mejią, kolumbijskim specjalistą do walki z narkotykową przestępczością „Koka odrasta w cztery miesiące„.
Mejia uznaje Plan Kolumbia za nieskuteczny – z prostej przyczyny: „Bo nie udało się zmniejszyć produkcji i szmuglu kolumbijskiej kokainy za granicę„. Szczegółowo wyjaśnia też, dlaczego zwalczanie produckji kokainy jest takie trudne (m.in. tysiące małych laboratoriów rozrzucone są po ogromnej i trudno dostępnej dżungli; zarówno półprodukty, jak i potem gotowe narkotyki są szmuglowane przez granice w niedostępnych i niemożliwych do ciągłego nadzoru miejscach; wieśniacy uprawiający kokę nie mają tak naprawdę inne alternatywy; dotychczasowe formy walki – jak np. spryskiwanie pół koki są nieskuteczne). Wskazuje, co zrobić należy, aby wojna z narkotykami miała szanse powodzenia: „Uderzyć w dostawy chemikaliów i benzyny, dotrzeć do laboratoriów, prowadzić infiltrację środowisk producentów i przemytników, wprowadzać agentów do siatek. Ja wiem, że to trudne i kosztowne, ale wysyłanie samolotów nad dżunglę kosztuje jeszcze więcej„.
Przede wszystkim jednak apeluje i zarazem zarzuca (w mej opinii słusznie) Europejczykom hipokryzję i brak działania. Oskarżamy Kolumbię o militaryzację i łamanie praw człowieka, a czy sami robimy cokolwiek, aby przeciwdziałać rozwojowi narkohandlu, który jest przecież odpowiedzią na nasze potrzeby i popyt?!
„Czemu w takim razie Europejczycy nie ograniczają popytu na kokainę u siebie? Gdyby zrobili to do czasu, aż pokonamy FARC, mielibyśmy szansę na sukces. Jeśli tego nie zrobią, w Kolumbii nadal opłacać się będzie narkobiznes. Nie będzie FARC, znajdą się inni.
Europejczycy są ignorantami, są zakłamani. Muszą otworzyć oczy!
Europejczykom nie podoba się walka zbrojna? Czemu więc nie dołożą się do programów pomocy dla chłopów w Kolumbii, żeby mogli uprawiać coś innego niż kokę? Powiem panu coś: pewna szwedzka organizacja pozarządowa zaoferowała pomoc w uprawach alternatywnych. Ponad połowa budżetu poszła na biuro szwedzkiego urzędnika w Bogocie. Dla chłopów w lesie zostało 10 procent!
Nie podoba się Europie, że na wojnie z narkobiznesem dochodzi do pogwałceń praw człowieka? Ale upraw, produkcji i szmuglu strzegą armie! Jak „pokojowo” niszczyć pola koki, jeśli ciągną się wokół nich pola min przeciwpiechotnych. A na krzakach koki mocowane są małe jednostrzałowe pistoleciki, który strzelają, kiedy krzaki się wyrywa. Gangi przemytnicze zabijają bez mrugnięcia okiem. Proszę popatrzeć, co się dzieje dzisiaj w Meksyku, jak narkotykowe gangi mordują ludzi, jak sięgają po władzę. Myśmy to już przeżyli w Kolumbii w latach 80. i 90. To nie jest gwałcenie praw człowieka?
Krytykują nas za szkodzenie środowisku przez opylanie pól herbicydami. Ale znacznie większe szkody powodują producenci kokainy karczujący setki hektarów dżungli pod uprawy i wylewający zużyte chemikalia i benzynę do rzek!
Na końcu zawarte jest meritum:
Zgoda, potrzebne są nowe formy zwalczania kolejnych faz łańcucha produkcji i szmuglu. Trzeba stosować zasadę kija i marchewki. Zwalczać uprawy koki i uwalniać wieśniaków spod władzy gangów i armii, ale potem – tłumaczyć chłopom, żeby uprawiali co innego, i pomagać im. Do tego jednak potrzeba współdziałania krajów produkujących i konsumujących kokainę (podkreślenie moje).
Czy tego typu apele coś zdziałają? Miejmy nadzieję. Na pewno jednak nie prędko, dopiero kruszą lody zakonserowowanej tradycyjnej polityki antynarkotykowej nastawionej na zwalaczanie jedynie przemytu i handlu. Już w 2007 r. na m-wej konferencji poświęconej problemowi narkotyków Sekretarz Generalny ONZ mówił, że „największym wyzwaniem dla globalnego systemu kontroli narkotyków jest ograniczenie popytu„. Póki co jednak nic w tym kierunku nie uczyniono. Niedawno zakończona konferencja ONZ w Wiedniu dotycząca światowej walki z narkotykami przyklasnęła status quo, ponownie wygrały hipokryzja, zrzucanie winy na innych, niechęć przyznania się do porażki i brak dojrzałości, aby wziąć na siebie odpowiedzialność za swój udział w rozwoju narkohandlu.